Mam pytanie do osób, które chorują na depresję.

Od dłuższego czasu podejrzewam u siebie depresję, ale nie mogę zmusić się do pójścia do lekarza. Oczywiście nie chodzi mi o to, żebyście diagnozowali mnie przez Internet. Zastanawiam się tylko, czy towarzyszy Wam praktycznie ciągły brak odczuwania emocji, nie tylko przyjemności. Właśnie to przeszkadza mi najbardziej.

Chodzi mi o to, że praktycznie bez przerwy jestem pustą skorupą. Kiedy na przykład czytam książki (kiedyś to uwielbiałam, dziś literatura wzbudza we mnie wstręt), oglądam filmy czy słucham wiadomości, nie czuję kompletnie niczego. Mogę patrzeć na dramatyczne wieści ze świata i nie czuję żadnego współczucia, równie dobrze mogłabym patrzeć na listę zakupów albo instrukcję obsługi. To dotyczy też pozytywnych bodźców, takich jak patrzenie na piękno przyrody albo czytanie wiersza, który dawniej by mnie wzruszył. Są dni, gdy odczuwam tylko negatywne emocje - irytację, niechęć czy obrzydzenie.

Albo inny przykład - kilka miesięcy temu straciłam szesnastoletnią kotkę, do której byłam ogromnie przywiązana. Kiedyś płakałabym po śmierci ukochanego zwierzęcia, a teraz pogodziłam się z tym już tego samego dnia, jak gdyby kotka nic dla mnie nie znaczyła.

Trochę czuję się przez to jak potwór (albo raczej czułabym się, gdybym nosiła w sobie emocje). Chciałabym wreszcie coś poczuć, a nie tylko rozumieć albo wiedzieć, choć z tym też jest kiepsko, bo mam duże problemy z koncentracją.

W związku z tym mam pytanie do osób z depresją - czy u Was występuje taka sytuacja? Jeśli tak, to jak wygląda leczenie takich objawów? Czy jest szansa na to, że gdybym faktycznie miała depresję i nabrała odwagi do pójścia do specjalisty, to odzyskałabym emocje? Wiem, że to zabrzmi górnolotnie, ale mam wrażenie, jakbym straciła część człowieczeństwa...